Czy otaczając się tymi samymi osobami, masz szansę poznać nowych ludzi? Czy odwiedzając te same miejsca, możesz zachwycić się nieodkrytymi widokami? Czy pracując w jednej firmie, możesz przekonać się, że to jest Twoje wymarzone miejsce pracy?
Niemal każda osoba, którą spotykam, ma ochotę na zmianę. Może niewielką, delikatną, może większą związaną ze spełnieniem marzeń. I te marzenia są różne: poznanie drugiej połowy (chociaż podobno dzisiaj już tak się nie mówi, ze względu na niepodważalną odrębność dwóch jednostek, które chcą ze sobą być), spełnianie się w angażującej (ale nie za bardzo), mającej sens, dobrze płatnej pracy, podróżowanie w piękne miejsca, niecodzienne hobby – a wszystko to, by mieć motywację do tych zwykłych czynności i brnięcia dalej przez życie.
Tylko żeby marzenia się spełniły, trzeba dać im szansę. I nie mówię, że jest to absolutna konieczność, wszak niektórzy sądzą, że marzenia tracą na wartości, kiedy już stają się rzeczywistością, ale jednak: nie spróbujesz, to się nie przekonasz.
I tutaj zaczynają się schody. O ile marzenie w głowie jest bezpieczne – nikt nie widzi, nikt nie słyszy, nikt nie pyta = nie trzeba nic robić – to na zewnątrz już nie jest tak prosto. Powiedz marzenie, a wtedy pojawi się ktoś, kto zapyta o plan realizacji celu (łe! – brzmi koszmarnie), a już na pewno dlaczego chcesz to marzenie spełnić. I klops. Marzenie zderza się z twardą codziennością i co teraz? Robić, nie robić? Na co to komu?
Niewiele osób wychodzi poza ramy teorii. Nie dlatego, że nie ma możliwości ich spełnienia, albo nie są to marzenia dla nich wystarczające, ale dlatego, że gdzieś podświadomie czują przed nimi … lęk. Zmiana = lęk. A kiedy jest lęk, to już znajdzie się milion powodów, żeby odstawić marzenie na półkę.
Jakie są Twoje marzenia, których nie chcesz spełnić?
O skoku ze spadochronem? Wmawiaj sobie, że to niebezpieczne, drogie i daleko do samolotu.
O nowej pracy? Przekonuj siebie, że nigdzie nie jest dobrze, więc po co zmieniać złe na gorsze.
O wielkiej miłości? Trzymaj się tego, że to się zdarza tylko w filmach i książkach, w „prawdziwym” życiu to niemożliwe.
O podróżach? Chwila, przecież nie będziesz ryzykować nieznaną plażą, kwaterunkiem i poziomem nasłonecznienia.
O czym jeszcze marzysz?
Co Cię trzyma, żeby jednak się nie od-ważyć?
Za czym tęsknisz, ale jednak nie aż tak mocno, żeby to sobie wyobrazić, nadać temu kształt?
Co zrobić?
Powiedz głośno, czego chcesz. Posłuchaj, przyglądnij się temu. Napisz nawet, albo narysuj. Pokoloruj. Tak.
Jeśli przy ludziach, to tylko Tobie życzliwych, unikniesz: „Po co?”, „Jak to?”, „A na co Ci to?” (to z tych łagodnych). Tyko pamiętaj, że ludzie życzliwi nie są po to, żeby Cię za uszy ciągnąć i popychać do działania.
Pomyśl, co się zmieni wtedy. Pojedziesz – i co? Poznasz kogoś – i co? Zmienisz pracę – i?
Jasne – możesz wyciągać z głowy te czarnowidzące myśli i przesądy, jak brudne skarpety spod łóżka, które „przypadkiem” się tam znalazły, ale czy nie lepiej mieć tam porządek, ewentualnie kuferek ze skarbami (na USA filmach zawsze tam maja coś takiego)?
Więc przy okazji posprzątaj tam i zostaw tylko to, co Tobie się podoba.
Co musisz zrobić, żeby marzenie się spełniło? Wiesz, że to się samo nie zadzieje prawda?
I na początku będzie szok i niedowierzanie. Więcej lęku. Jak przy okazji każdej zmiany, ale to normalne. W końcu chodzi o „nowe” w Twoim „starym” życiu. I trzeba je oswoić, polubić, przespać się z nim (hmm).
I jeszcze pierwszy krok. Najważniejszy, bo po nim nie będzie łatwiej, choć trudniej zawrócić, bo pojawia się ciekawość co dalej, bo noga sama ustawia się do drugiego.
Przepis znasz: bój się i rób. Od-ważnie, swoim tempem, ale rób.
A jeśli to wszystko nie działa – daj sobie spokój z marzeniami. Masz je tylko po to, żeby się nimi nakrywać, gdy przychodzi chandra. I tyle. Albo znajdź kogoś, kto pomoże Ci się nimi zaopiekować. Chętna!