fbpx

To było w poniedziałek ostatni, 8-go marca… Jadę na spotkanie*. Na spotkanie! Takie face to face! Jarałam się niesamowicie, bo jestem z tych, którzy kochają spotykać się, a teraz to nawet bardziej. Jadę trochę jak wampir głodny ludzkiej energii, twarzy. Zatankować jadę, bo nie wiadomo, kiedy znowu taka okazja się nadarzy.(rym!)

Jadę samochodem. Prowadzi mnie największy naziemny przywódca: GPS. Jadę.

I co? GPS pokazuje, że w prawo, ale ja nie znam tego, co w prawo. Wiem, mniej więcej, gdzie jadę. Kiedyś jeździłam tą drogą często, więc mogę sobie pozwolić na zignorowanie mojego elektronicznego kumpla. Jadę.

Kumpel chce mi pomóc, w końcu o to poprosiłam, włączając go w telefonie. Ale nie. Ja jadę sobie dalej po swojemu. Wiem, jestem przekonana, że to już za tym zakrętem. Cholerka! Nie. To nie ten zakręt.

Ale nie! Znam! To droga, która doprowadzi mnie do autostrady! Wspomniałam, że spotkanie jest tylko14 km od mojego miejsca zamieszkania? Zatrzymuję się i przeklinam GPS, że pokazuje mi coś, czego ja nie znam. I że ciągle opiera się mojej pamięci – przecież to na pewno nie jest daleko.

Wbijam cel raz jeszcze. Okazuje się, że będę wracać i w ten sposób dokładam jeszcze 7 kilometrów. W sumie teraz mam do zrobienia 18. Wrrr. Robi się ciemno. A w ciemności nie widzę, nawet kiedy wiem gdzie jadę, a teraz??? Głupi GPS! Dobrze, że nie dałam się poprowadzić na autostradę….

Tym razem jadę grzecznie, tak jak mówi pani w telefonie (włączyłam głos, bo naprawdę zrobiło się ciemno). Już mi wszystko jedno, że nie wiem, bo jednak przez te 10 lat sporo się w tej okolicy zmieniło.

Dojechałam na spotkanie na czas tylko dlatego, że wyjechałam 50 minut wcześniej, nie 25, jak pokazywał… GPS. Jak widzisz – sama chciałam…

I ta przygoda chodziła za mną przez cały wtorek. I nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać, czy złościć – „O co mi chodzi właściwie?”

I potem mnie olśniło!

Ile razy było i jest tak, że przychodzą do mnie różne wskazówki, informacje, od innych, od świata, ode mnie nawet, a ja je ignoruję? Ociągam się, nie przyjmuję ich, bo moja głowa ich NIE ZNA? Nie spotkała ich wcześniej, nie doświadczyła, więc uznaje za coś głupiego, niepotrzebnego, coś, co może tylko bardziej namieszać, niż doprowadzić do celu?

I wybieram coś, co znam, z czym jest mi bezpiecznie, nudno nawet, mimo iż wszystko wskazuje na to, że jeśli wybiorę to nieznane, to pojawi się coś nowego, może coś inspirującego, może coś niestandardowego, coś co pozwoli mi osiągnąć mój cel. A nie przekonam się, dopóki choć odrobinę nie zaryzykuję. Przecież nie zgubię się…

A Ty? Masz tak? Czujesz, że możesz zrobić coś inaczej, może wreszcie tak, jak czujesz, że byś chciała, ale trzyma Cię Twój wewnętrzny, zardzewiały GPS, bez którego właściwie mogłabyś się obejść bo i tak poruszasz się znanymi Ci drogami? A gdyby go tak odnaleźć, wyczyścić, naoliwić i uruchomić, by prowadził Cię właściwymi „Twoimi” drogami?

Co Cię ogranicza, co blokuje w Tobie odwagę? Kiedy przychodzi „nowe” to słuchasz, czy ignorujesz? Dajesz dojść do słowa, czy wiesz lepiej, krzyczysz głośniej, a może zakrywasz uszy i udajesz, że nie potrzebujesz pomocy na swojej „wymarzonej” trasie?

Pewnie posłuchasz, gdy coś uderzy w Ciebie na tyle mocno, że nie będziesz miała wyjścia. Co musiałoby się stać, byś posłuchała wcześniej?

*Spotkanie było super! Inspirujące, z fajnymi ludźmi. Nie ma przypadków, cieszę się, że tam byłam. Z zachowaniem zasad bezpieczeństwa związanych z pandemią oczywiście:-)

Podczas spotkania wylosowałam kartkę z cytatem Wandy Rutkiewicz: „Każdy ma przecież swój Everest. Mój sukces był dowodem na to, że każdemu może się udać to, co sobie postanowi.”

I chociaż nie lubię słowa „udać się”, to nastawiam mój wewnętrzny GPS na mój Everest. Od teraz pozwalam, by mnie prowadził.

0 0 votes
Article Rating
2
0
Would love your thoughts, please comment.x