fbpx

Podczas rozmowy z E usłyszałam: „W tej całej pandemii wydaje mi się, że mam mniej obowiązków związanych z pracą, a więcej z domem. Nie ogarniam. To gotowanie, lekcje, zakupy… Kiedyś szłam do biura i mogłam się skupić wyłącznie na pracy… zdecydowanie czułam się mniej zmęczona”.

Kiedy zapytałam, dlaczego Ona ma TO wszystko na głowie i dlaczego nie poprosi o pomoc Jego, usłyszałam, że „On nigdy się tym nie zajmował i teraz na pewno nie będzie chciał. Poza tym – ja jednak zrobię to szybciej. I lepiej. Poza tym wiesz, ambitna kobieta nie prosi o pomoc.”

Zamurowało mnie, bo nie widziałam. Ale zamarłam tylko na chwilę. Szybko przypomniałam sobie, że ja też miałam ogromny problem z oddawaniem tego co moje. I co sobie myślałam? Ano, że ambitna i odpowiedzialna kobieta o pomoc nie prosi. Nie. Ona wydaje rozkazy, ma oczekiwania, pilnuje jasnego podziału ról i w domu i w pracy.

Wątpiłam wtedy, że proszenie o pomoc to prosty sposób na zyskanie dodatkowego czasu, ściągnięcie z siebie części odpowiedzialności i uczynienie swojego życia łatwiejszym. Dobre sobie!

Byłam przekonana, że proszenie o pomoc to:

  • oznaka słabości,
  • dowód, że nie ogarniasz, masz bałagan i w sobie i poza sobą,
  • przyznanie, że ktoś może zrobić TO lepiej, albo równie dobrze, a to przeraża,
  • dowód Twojej niekompetencji,
  • i bezradności,
  • niebezpieczeństwo, że ktoś będzie chciał czegoś w zamian, a Ty nie lubisz mieć długów,
  • przyspieszenie spraw, których Ty tak naprawdę nie chcesz przyspieszyć,
  • utrata kontroli,
  • po prostu hańba okrutna.

Serio tak myślałam, byłam przecież ambitną kobietą! I wiem, że nie tylko ja. Ja akurat wyniosłam to z domu i sporo czasu zajęło mi zrozumienie, że wtedy życie wyglądało inaczej, że życie moich Rodziców było inne. Jednak nie powiązałam tego z moim postrzeganiem proszenia o pomoc i tak naprawdę, traktowaniem siebie nie najlepiej.

W pracy unikałam tego jak ognia, wiadomo – chciałam być superwoman. Superwoman bez mocy, bo ona się szybko kończyła, a ja nie chciałam okazać się słaba… Jeszcze okazałoby się, że ktoś jest w TYM lepszy, a ja okażę się niepotrzebna. A to wynikało z tego, że nie wierzyłam w siebie, zaniżałam swoją wartość, nie lubiłam siebie po prostu.

I dopiero całkiem niedawno zrozumiałam, że proszenie o pomoc to:

  • dowód odwagi,
  • dowód szacunku do samej siebie,
  • dowód zaradności,
  • przejaw odpowiedzialności,
  • danie sobie pozwolenia na to, że coś może nie być doskonałe, dopracowane na 150%, inne po prostu, ale niekoniecznie gorsze,
  • dopuszczenie do siebie myśli, że ktoś jest lepszy,
  • mniej stresu.

I że dopóki o pomoc nie poproszę, to jej nie dostanę. I nie uczynię mojego życia łatwiejszym. I nie wzmocnię siebie.

Dzisiaj, kiedy czuję, że potrzebuję pomocy, to biorę głęboki wdech i mówię sobie: „Jesteś dla siebie ważna, ruszaj po (po)moc”. I ją dostaję. I czuję się wtedy dobrze, czuję ulgę i wdzięczność, że moje życie jest łatwiejsze, że mogę prosić o wsparcie, które pomaga mi ruszać do przodu, a nie boksować w miejscu. I czuję, że mam moc, by dalej zmieniać moje życie.

A Ty? Co dla Ciebie znaczy proszenie o pomoc? To coś o czym myślisz z przerażeniem, czy coś, co przychodzi Ci z łatwością? Czy wiesz dlaczego?

Następnym razem bądź dla siebie ważna, idź PO (PO)MOC. Spróbuj. Warto😊

0 0 votes
Article Rating
0
Would love your thoughts, please comment.x