Styczeń zamknięty. Poszedł. Nawet się nie obejrzałam i nie ma! Podsumowanie jeszcze nie skończone, ale nic to, luty już w drzwiach. A nawet za progiem.
I kiedy zastanawiałam się, co z tym miesiącem, który tak z impetem wkroczył, zrobić, to luty objawił mi się jako pełen troski, zrozumienia i czułych słów pełnych miłości… do samej siebie.
Tak wiem, Walentynki i wszystkie te czerwone gadżety już atakują nasze zmysły (mimo dystansu społecznego i maseczek), już prawie nas mają. Czy lubię? Akceptuję, bo myślę, że miłości i pretekstu do niej nigdy za wiele ?
Pamiętam jeszcze ze szkoły, kiedy 14 luty dopiero wkraczał do naszego kraju ze swoim miłosnym przesłaniem, że każda dziewczyna na tą Kartkę – Walentynkę czekała. Oj, jakie to było wyróżnienie – dostać taką kartkę… Nie było istotne od kogo ale ile! I może jeszcze do tego jakaś róża? A może czekoladki? Ech, były rekordzistki, a były i takie, które nic nie dostały i usiłowały przykryć smutek stwierdzeniem, że dla nich to nie ma żadnego znaczenia. U Ciebie też tak było?
Sporo miałam tych kartek. Udając, że mi nie zależy, w środku aż się gotowałam, aby dostać ich jak najwięcej. Na potwierdzenie swojej atrakcyjności, popularności… Ego karmiło się i puchło z dumy… By potem, kiedy nikt nie patrzy, pękać we mnie jak balon. Bo nie było tam żadnej pewności siebie ani poczucia własnej wartości. Walentynki mijały, a z nimi przeglądanie się w oczach innych…
Dzisiaj sobie myślę, że była w tym jakaś rywalizacja, jakaś próba dowartościowania siebie, ale też jakieś wołanie o uwagę, o zainteresowanie, którego wtedy nie dawałam sobie wystarczająco dużo. A może tej uwagi nie dostawałam?
W każdym razie, wracając do dzisiejszego lutego, dowodów miłości można dzisiaj wymieniać setki i wręczać, przemycać i wysyłać do woli.
Ale czy widziałaś gdzieś kartkę z napisem „Kochaj siebie”, albo czekoladki „Buziaki dla siebie”, albo miśka, który ma na brzuchu hasło: „Kochaj siebie najbardziej”?
Uśmiechasz się? Wiem, że kochasz bliskich (a przynajmniej większość z nich), to prawda łatwiejsza i prostsza niż rozważenie miłości, a nawet sympatii do samej siebie. Zgodzisz się ze mną?
No bo kogo jest Ci najłatwiej obwinić, skarcić w myślach w pierwszej kolejności?
Z kim najmniej czule się obchodzisz, bo się nie obrazi?
Z kim toczysz największe boje, kiedy chcesz coś zmienić, a w głowie same wymówki?
Kto nie pozwala Ci się położyć pod kocem w środku dnia, chociaż masz na to ochotę, ale obiad nie zrobiony?
O kim myślisz „głupia”, kiedy kolejny raz w tygodniu robisz nadgodziny, chociaż miałaś inne plany?
Więc jest co robić!
To nie będzie luty o samouwielbieniu, ale o traktowaniu siebie dobrze, z miłością, z sympatią. I moim ulubionym temacie – odwadze do stawiania siebie na pierwszym miejscu. A jeśli dzisiaj na to pierwsze miejsce nie jesteś gotowa i nawet trudno Ci o tym pomyśleć, to pod koniec miesiąca postawisz siebie przynajmniej w czołówce ważnych dla Ciebie osób. Dopilnuję tego!
Odwagi! Zapraszam Cię do tej podróży pod hasłem: „Kocham, lubię, szanuję – siebie”