A jednak nie jest to takie proste.
Ile było gadania, że od jutra to już na pewno ćwiczę. Że od jutra to już na pewno mniej jem. Od jutra wstaję rano i….wstaw co tam jeszcze Ci pasuje…
O co chodzi?
Może to kiepściutka motywacja? Bo na jednych działa bat, a na drugich wizja szczęścia? Może inni ludzie, którzy potrafią (oj potrafią) podciąć skrzydła (głowę, kończyny i całą resztę poćwiartować) jednym „wspierającym” słowem.
Może coś w środku co z uśmiechem szepcze, z miłością (wiadomo):
- Nie zasługuję na to, żeby o siebie dbać.
- Wstydzę się dbać o siebie.
- Boję się, co powiedzą inni, jak zareagują, kiedy ja reaguję właśnie tak.
I jest powrót do początku, żeby jeszcze raz, a może wreszcie na nowo, bo świadomie, powiedzieć sobie, dlaczego to robię, dlaczego teraz, co mi to da i co będzie jeśli nic z tego nie wyniknie. Rzut okiem na plany, na reakcje, na nowe nawyki.
Wszystko pięknie, tylko zacznij, tylko zrób.
Mówiłam, że łatwo nie jest?